piątek, 31 stycznia 2014

Czego chcemy od życia?

Poczułyście kiedyś matczyny instynkt? Mimo waszego młodego wieku (cholercia, bo ja miewam takie prześwity od 16 roku życia. I sądzę, ze wcale nie ma to związku z historią mojej rodziny)
A może ja po prostu próbuję zająć umysł miłością inną niż cielesną, do płci przeciwnej, która ni chuja mi nie wychodzi (chcąc, nie chcąc otwieram serce przed skurwielami i łamaczami sezamów)
Leżąc wczoraj w łóżku, kuląc się z zimna i nie mogąc zasnąć, zaczęłam myśleć o swojej przyszłości (nie zabrakło w niej marzeń o wygranej w totka, skończeniu studiów, układaniu mebli we własnej dużej sypialni na poddaszu.. i malowaniu pokoju dziecka. Nie zabrakło też mnie z wielkim, wybałuszonym bebzonem - uśmiechniętej delikatnie na samą myśl, że to dziecko będzie miało wspaniałe dzieciństwo, że nie usunie go mimowolnie z pamięci, jak zrobiła to jego matka i teraz cholernie żałuje)
To tak jakbym wszystkie swoje krzywdy chciała cofnąć i naprawić, przelewając ich pozytywną wersję, odmienny los w życie drugiego człowieka. I wierzę, że trzeba zrobić to od podstaw, od pierwszego oddechu. Stąd moje nieustanne odbieganie w przyszłość (choć tak niedaleką.. 8-10 lat?)

Czego chcemy od życia? To pytanie zadaję sobie nieustannie.

  • Idealnej sylwetki
  • Szybkiego metabolizmu ;]
  • Dobrej pracy, a raczej płacy
  • Zero stresu związanego z sytuacją materialną
  • MIŁOŚCI, tej prawdziwej, tej jedynej
  • Poczucia bezpieczeństwa
  • Poczucia więzi rodzinnych
  • Ciepła
  • Uśmiechu, nie tylko na własnych twarzach. Tak właściwie to głównie na twarzach innych.


Zauważyliście? Zaczęłam wymieniać w kolejności
1)  to co widać
2)  to czego nie widać
3)  to co widać dzięki temu czego nie widać

Bo niestety, taki jest brutalny świat, że aby zmieniać swoje życie i życie innych potrzebna jest samoakceptacja, która płynie z różnych dziedzin bytu. Dla jednych są to dziedziny finansowe, dla innych wizualne. Ale tak czy siak potrzebujemy ich (choć to takie egoistyczne i samolubne) by móc przełamać pewne bariery i dostrzec prawdziwe piękno. To, którego JESZCZE nie widać. I naszym celem jest to uwydatnić.

''Liczy się to co w środku'' w końcu nabiera sensu. Nie jest to już głupia paplanina, tekst życiowy mamy M., odpowiedź modelek podczas wywiadów po zakończonym konkursie. Oczywiście, że to liczy się najbardziej. Ale nikt nie będzie się z tym liczył, jeżeli nie pokażemy naszych ''wnętrzności'' otoczeniu! Nikt nie zauważy naszego naturalnego daru, jeżeli będziemy to tłamsić w sobie.
Pokaż światu jaka jesteś.
Zacznij pomału.
Zapisuj zmiany jakie zaszły w Twoim życiu dzięki otwarciu się na innych.
Do dzieła!


Taki tam, wpis motywacyjny. Za przekleństwa przepraszam, to z nadmiaru emocji.
Cholercia, chyba muszę napić się kawy.


1 komentarz:

  1. Prawdziwe, tylko... Cielesność i brak akceptacji tego, co widać w lustrze (lub urojenia, które tylko my widzimy) blokują człowieka i stanowią barierę nie do przejścia, nie mogą się uzewnętrznić. Pytanie: jak się pozbyć tej bariery, jak zaakceptować siebie? Cholernie ciężkie, ale nie niemożliwe. Trzeba się starać i walczyć o siebie, aż w końcu się uda, musi się udać.

    OdpowiedzUsuń